To było siedem bardzo ciężkich tygodni. Chyba najtrudniejszych w moim życiu.
Siedem tygodni temu z dnia na dzień przeszłam na 100%-owy weganizm. Przez 7 tygodni walczyłam z własnym organizmem chcąc wytrwać w mym postanowieniu, ponieważ tak bardzo nie chciałam krzywdzić zwierząt. Mój organizm cierpiał i krzyczał, ale ja go nie chciałam słuchać. Nie jedząc produktów pochodzenia zwierzęcego czułam się lepszym człowiekiem, ponieważ nie przykładałam ręki do krzywdy niewinnych istot. Czułam, że mam silna wolę i mogę panować nad moim ciałem. Jednak ono mówiło co innego.
Ale cofnijmy sie do początku. Przez pierwszych kilka dni po przejściu na weganizm nie czułam żadnych zmian fizycznych, może oprócz częstszych wizyt w toalecie. 5-go dnia zaczęła sie ostra jazda bez trzymanki. Przez tydzień umierałam z bólu głowy. Po tygodniu ból głowy ustapił ale czułam się wciąż dziwnie, Mówiłam do mojego męża, że czuję, jakbym nie była w moim własnym ciele. Moje oczy były cały czas chore i szkliste. Ktokolwiek mnie spotkał, pytał czy jestem ok, bo jakoś dziwnie wyglądam:) Straciłam zupełnie siły. Wstając rano marzyłam o tym, kiedy z powrotem położę się do łózka. Jesli tylko mogłam sobie na to pozwolić, już o 19-tej leżałam, nie mając siły nawet chodzic po domu. Po obu stronach ust zrobiły mi się bolące zajady. Ciągle odczuwałam lekki bół żołądka. Wszystko to tłumaczyłam sobie detoxem, stanem przejściowym, po którym poczuję się cudownie.
Jednak ten stan nie ustępował. Zaczęłam czytac różne artykuły, blogi, szukać osób, które czuły se tak samo po przejściu na weganizm. Zanazłam kilka takich osób ale był to naprawdę ułamek. Większość mówiła o tym. jak wspaniale czuła się po przejściu na weganizm. Również dr Campbell w swojej książce "Nowoczesne metody uzdrawiania" nic nie wspomina o przypadkach gdy detoks może trwać miesiącami i można czuć się strasznie chorym rzez wiele tygodni. Pisze tylko, że przez pierwszy tydzień można się spodziewać dolegliwości żołądkowych ale później mamy czuć się super.
W 4 tygodniu weganizmu dostałam bóli w kościach tak silnych, że nie dawałam rady bez tabletek przeciwbólowych. Miałam stan podgorączkowy 37,3, ale czułam się rozpalona jak żelazko. Zapisałam się do lekarza, dostałam skierowanie na wyniki, odebrałam je przedwczoraj Okazało się, że wyniki mam w normie. Zrozumiałam, że to dieta spowodowała to, jak się czuję. Zdecydowałam, że juz dłużej tak nie dam rady.
Przeszłam na weganizm z powodów etycznych a nie zdrowotnych i zdecydowałam sie postępować w myśłl zasady: jeżeli nie musimy krzywdzić zwierząt, nie róbmy tego. Jeżeli jedzenie ich nie jest dla nas koniecznością, nie róbmy tego. Jednak w moim przypadku okazało sie ono koniecznością.
Oczywiście nie myślcie, że teraz będę objadać się hamburgerami, cheeseburgerami i popijać je mlekiem. Te tygodnie na weganiźmie zmieniły mnie i nic juz nie będzie takie samo. Zamierzam dalej spożywać dietę opartą w wiekszości na pokarmach roslinnych, chcę jednak włączyc do niej organiczne jajka i dziko łowionego łososia.
Przedwczoraj kupiłam po raz pierwszy od wielu tygodni produkt pochodzenia zwierzęcego: paczkę jajek, organic free range. Usmażyłam jajecznicę z dwóch jajek i wiecie co? Poczułam coś w rodzaju wyzwolenia.
Bo jest jeszcze jeden aspekt weganizmu, o którym muszę wspomnieć: to ogromne poczucie restrykcyjności a wręcz jakiegoś chorobliwego lęku związanego z jedzeniem, ja w każdym razie czułam jakieś takie niezdrowe emocje przez te wszystkie tygodnie. Wchodząc do sklepu jedynym stoiskiem, na którym mogłam kupować bez strachu były warzywa i owoce, a pozostałe artykuły wyszukiwałam na jakichś dziwnych regałach z wynalazkami typu "udawacz" majonezu czy sera. Nawiasem mówiąc udawacz sera jest tak okropny (miałam wersję zarówno z soją jak i bez z firmy Violife), że wolałam zapomnieć o serze niż jeść coś takiego. Oczywiście każdy z nas jest inny i wierzę, że są osoby, którym on smakuje! Notabene ja nie jestem jakąś wielką fanką serów i mogą one dla nie istnieć, z wyjątkiem momentu, gdy mam ochotę na pizzę lub lasagne- i właśnie w takich chwilach lepiej dla mojego zdrowia psychicznego jest wiedzieć, że mogę zjeść ten kawałek sera i nie robię wtedy nic złego.
Paradoksalnie, gdy zdecydowałam zakończyć mój weganizm, przygotowywanie sałatek z surowych warzyw i owoców stało się wreszcie prawdziwą przyjemnością! Postanowiłam, że bedę dążyła do bycia weganką w 95% i wierzę w to, że lepiej być weganinem w 95%, niż wcale. W wymiarze zdrowotnym dr Campbell uważa, że wlaśnie te 5% białka zwierzęcego jest granicą, za którą zaczynają się niekorzystne procesy w naszym organiźmie. Podczas przeprowdzonych przez niego badaniach na szczurach narażonych na raka wątroby po podaniu alfatoksyny okazywalo się, że te karmione dietą składającą się z 20% białka zwierzęcego zachorowały na nowotwory, podczas gdy szczury, których dieta zawierała 5% białka pozostały zdrowe. Białko roślinne natomiast nie miało wpływu na rozwój nowotworów. Dr Campell stawia twierdzenie, że mozna kontrolować rozwój nowotworu jak za pomocą przełącznika, zmieniając ilość spożywanego białka zwierzęcego. Myślę, że jest to dobra wiadomość dla tych, którzy tak jak ja nie moga być w 100% weganami. Te kilka procent produktów odzwierzęcych nie powinno stanowić problemu dla naszego zdrowia,
I ostatnia rzecz, o której chciałam wspomnieć: po początkowym spadku wagi, w kolejnych tygodniach przybierałam sukcesywnie i ostateczny bilans mojego 7- tygodniowego weganizmu wynosi 2,5 kg w góre:( Nie zauważyłam też żadnych oznak odmłodzenia, o którym mówi wiele osób, a wręcz przeciwnie, czuję, że mój organizm bardzo na tym ucierpiał i moja skóra wygląda gorzej niż wcześniej. Ale to nie są czynniki, które miały jakikolwiek wplyw na moją decycję.
Kocham zwierzęta i w dalszym ciągu będę orędowniczką respektowania ich praw oraz diety opartej na roślinach, które są wspaniałe. Jednak niektórzy z nas potrzebuja również innych składników odżywczych, aby ich ciało mogło poprawnie funkcjonować. Zaufajmy naszej wewnętrznej mądrości.
A na koniec coś wesołego:
Przedwczoraj kupiłam po raz pierwszy od wielu tygodni produkt pochodzenia zwierzęcego: paczkę jajek, organic free range. Usmażyłam jajecznicę z dwóch jajek i wiecie co? Poczułam coś w rodzaju wyzwolenia.
Bo jest jeszcze jeden aspekt weganizmu, o którym muszę wspomnieć: to ogromne poczucie restrykcyjności a wręcz jakiegoś chorobliwego lęku związanego z jedzeniem, ja w każdym razie czułam jakieś takie niezdrowe emocje przez te wszystkie tygodnie. Wchodząc do sklepu jedynym stoiskiem, na którym mogłam kupować bez strachu były warzywa i owoce, a pozostałe artykuły wyszukiwałam na jakichś dziwnych regałach z wynalazkami typu "udawacz" majonezu czy sera. Nawiasem mówiąc udawacz sera jest tak okropny (miałam wersję zarówno z soją jak i bez z firmy Violife), że wolałam zapomnieć o serze niż jeść coś takiego. Oczywiście każdy z nas jest inny i wierzę, że są osoby, którym on smakuje! Notabene ja nie jestem jakąś wielką fanką serów i mogą one dla nie istnieć, z wyjątkiem momentu, gdy mam ochotę na pizzę lub lasagne- i właśnie w takich chwilach lepiej dla mojego zdrowia psychicznego jest wiedzieć, że mogę zjeść ten kawałek sera i nie robię wtedy nic złego.
Paradoksalnie, gdy zdecydowałam zakończyć mój weganizm, przygotowywanie sałatek z surowych warzyw i owoców stało się wreszcie prawdziwą przyjemnością! Postanowiłam, że bedę dążyła do bycia weganką w 95% i wierzę w to, że lepiej być weganinem w 95%, niż wcale. W wymiarze zdrowotnym dr Campbell uważa, że wlaśnie te 5% białka zwierzęcego jest granicą, za którą zaczynają się niekorzystne procesy w naszym organiźmie. Podczas przeprowdzonych przez niego badaniach na szczurach narażonych na raka wątroby po podaniu alfatoksyny okazywalo się, że te karmione dietą składającą się z 20% białka zwierzęcego zachorowały na nowotwory, podczas gdy szczury, których dieta zawierała 5% białka pozostały zdrowe. Białko roślinne natomiast nie miało wpływu na rozwój nowotworów. Dr Campell stawia twierdzenie, że mozna kontrolować rozwój nowotworu jak za pomocą przełącznika, zmieniając ilość spożywanego białka zwierzęcego. Myślę, że jest to dobra wiadomość dla tych, którzy tak jak ja nie moga być w 100% weganami. Te kilka procent produktów odzwierzęcych nie powinno stanowić problemu dla naszego zdrowia,
I ostatnia rzecz, o której chciałam wspomnieć: po początkowym spadku wagi, w kolejnych tygodniach przybierałam sukcesywnie i ostateczny bilans mojego 7- tygodniowego weganizmu wynosi 2,5 kg w góre:( Nie zauważyłam też żadnych oznak odmłodzenia, o którym mówi wiele osób, a wręcz przeciwnie, czuję, że mój organizm bardzo na tym ucierpiał i moja skóra wygląda gorzej niż wcześniej. Ale to nie są czynniki, które miały jakikolwiek wplyw na moją decycję.
Kocham zwierzęta i w dalszym ciągu będę orędowniczką respektowania ich praw oraz diety opartej na roślinach, które są wspaniałe. Jednak niektórzy z nas potrzebuja również innych składników odżywczych, aby ich ciało mogło poprawnie funkcjonować. Zaufajmy naszej wewnętrznej mądrości.
A na koniec coś wesołego:
Pozdrawiam wszystkich ciepło!
Świetny post!
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńKochana! Brawo! Jestem z Ciebie dumna! Jestem przekonana, że wegan napędza przede wszystkim to, że czują się wtedy LEPSI. Weganizm jest podwyższaniem swojego poczucia wartości. Trzeba żyć W ZGODZIE ZE SOBĄ ludzie! A nie pod wpływem sekty, która każe Wam marnować zdrowie i życie rodzinne oraz partnerskie towarzyskie w imię….tak w zasadzie to czego? czegoś, co nagle stało się modne i naturalnie nigdy tego i nie było? Kosztem zjadania po nocach ukradkiem nabiału i mięsa, którego organizmowi brakowało, a potem w świetle dnia dalej twardo przekonywania innych że je się tylko wege??Ocknijcie się bo będzie za późno! Tylu ludzi masowo rezygnuje z weganizmu bo organizmy i psychiki nie dają rady tej modzie. Modzie na bycie SZTUCZNYM. Zrezygnowaliście z mózgu – a to najgorsza dieta eliminacyjna jaką wszechświat widział. Autorko – jestem z ciebie dumna i wspieram.
OdpowiedzUsuńNie jem po nocach mięsa ani nabiału. Mój organizm się jego nie domaga, wyniki badań mam dobre i śpię wyśmienicie nie szlajając się po nocach do lodówki. Nie warto wrzucać wszystkich wegan/ wegetarian do jednego wora.
UsuńNie jem po nocach mięsa ani nabiału. Mój organizm się jego nie domaga, wyniki badań mam dobre i śpię wyśmienicie nie szlajając się po nocach do lodówki. Nie warto wrzucać wszystkich wegan/ wegetarian do jednego wora.
UsuńSpadaj, nie do Ciebie mowa!
UsuńSpadaj Magdalena!
Usuńsam spadaj
UsuńCzytając Twój post wydaje mi się, że problemem nie była dieta lecz to, że nie byłaś na nią gotowa. Jeśli zakupy i eliminowanie produktów odzwierzęcych było dla Ciebie męczarnią to nie dziwię się, że również Twój organizm zareagował negatywnie. Mimo to prawdą jest, że lepsze jest 95% niż pozostanie przy starych nawykach. Trzymam więc kciuki. I pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo nie było dokładnie tak, bo najpierw zaczęłam czuć się chora a dopiero później te zakupy zaczęły wydawać mi się coraz bardziej przygnębiające...
UsuńJa mam troszkę podobne doświadczenia z weganizmem. Chciałabym tak się odżywiać ale mój organizm się buntuje. Ciągły ból głowy, kłopoty z za szybkim pasażem treści pokarmowej przez jelita, wzdęcia, kłopoty ze snem, uderzenia gorąca (na menopauzę jeszcze zdecydowanie za wcześnie ;) ) Gdy czuję, że te negatywne efekty diety wegańskiej przybierają na sile, zjadam jajka, żeby móc dalej funkcjonować. Zastanawiam się skąd taka reakcja organizmu, czy weganizm jest dla mnie, czy warto brnąć dalej...? Osoby, które weganizm propagują mówią, że czują się super i nic im nie dolega a ja czuję się chora.
OdpowiedzUsuńWeganizm jest piękną ideą ale jednak nie każdy może być weganinem, ja tak jak Ty czułam się wtedy strasznie chora:(
UsuńJest wiele powodów tego stanu rzeczy. Może detoks, a może odwodnienie, bo objawy są podobne (co przy częstych wizytach w toalecie jest możliwe), albo zwyczajnie psychika, strach, stres. Bo 5% naprawdę nie robi różnicy jeśli chodzi o niedobory, a po drugie nie nabawilabys się niedoborów dających tak uciążliwe objawy w 7 tygodni. Jeśli Ci pomaga pozostanie przy 5% to czemu nie, każdy sposób jest dobry,a ważne żebyś się czuła w porządku;)
OdpowiedzUsuńBtw do liczebników nie dopisujemy końcówek fleksyjnych, to błąd ortograficzny. Tak na przyszłość:)
To mnie zaskoczyłaś z tymi liczebnikami, myślę, że to powszechnie popełniany błąd, dziękuję za zwrócenie uwagi, będę pamiętać:)
UsuńDziewczyno, 95% weganka? Na blogu praktycznie w każdym przepisie nabiał/mięso. Nawet zupę gotujesz na trupach. Nie oszukuj się.
OdpowiedzUsuńTen post był napisany dwa lata temu i wtedy było tak, jak napisałam, po co miałabym kogoś czy siebie oszukiwać? Na dzień dzisiejszy jest inaczej i o wiele bardziej od diety wegańskiej przekonuje mnie dieta zalecana przez Jerzego Ziębę, i tak- je się tam trupy:)
Usuń1."Siedem tygodni temu z dnia na dzień przeszłam na 100%-owy weganizm."
OdpowiedzUsuńPo całych latach jedzenia produktów zwierzęcych i odzwierzęcych to musiał być niemały szok dla Twojego organizmu...małe kroki, przyzwyczajanie organizmu, patrzenie jak reaguje na restrykcje? Nie brzmi to racjonalniej?
2. Czy suplementowałaś wit.B12, wit.D, OMEGA3, brałaś probiotyki? Innymi słowy: czy byłaś przygotowana (edukacja) do tego aby rozpocząć przygodę z dietą roślinną?
3. Nie dałaś żadnego przykładowego jadłospisu, więc nie można wykluczyć, że Twoja dieta była zwyczajnie zbyt uboga w pewne składniki odżywcze.
4. Ignorując 3 powyższe: 7 tygodni to naprawdę za krótko, żeby wydawać tak ostre osądy.
Większej bredni nie czytałem. Ja pracuję na budowie oddaje krew. Wielu sportowców poprawiło swoje wyniki przechodząc na weganizm. Nawet bokser mistrz świata David Haye. Mistrz Niemiec w strongman. Ważna jest dieta. Jak je się sałatę i chipsy to nic dziwnego, że tak się ma. Takie same objawy można mieć jedząc tylko mięso bez żadnych warzyw i owoców. Ważne jest też branie Wit B12. Polecam książke Scota Jurka. Który jest mistrzem świata w ultramaratonie.
OdpowiedzUsuńPo co wypisać bzdury, o których nie ma się zielonego pojęcia? Krzywdzi pani czytelników.
OdpowiedzUsuń